Pożegnanie z Sudanem

Siedziałem na niemiłosiernie twardej ławce półciężarówki zmierzającej ku granicy z Etiopią. Jak zwykle w Sudanie, pojazd był wypełniony ponad miarę – część pasażerów siedziała na dachu, a dwie osoby jechały właściwie poza samochodem, uczepione jakiś prętów.
To były moje ostatnie chwile w tym kraju. Spędziłem w nim miesiąc – krótko, biorąc pod uwagę jego rozmiar, niemal dziesięciokrotnie większy od Polski. Udało mi się dotrzeć do wielu ciekawych miejsc i ludzi, ale jeszcze sporo zostało do zbadania, zeksplorowania – cała południowa część kraju, kilka miejsc na północy no i Darfur – jak poprawi się tam sytuacja.
Wiedziałem, że to co najmocniej zapamiętam, to niezwykła gościnność jego mieszkańców, z którą stykałem się na co dzień, wszędzie. Czasem drobną – zaproszenie do posiłku, miła pogawędka, a czasem wymagającą pewnych poświęceń – gdy np. spotkany w autobusie człowiek nie poszedł na zajęcia na uniwersytecie by pomóc mi załatwić sprawę w urzędzie. Dowiedziałem się o tym (o jego zajęciach) po fakcie, tak może bym go powstrzymał, choć ciężko powiedzieć czy dałbym radę.
Sudan stoi obecnie w punkcie zwrotnym swojej historii. Właśnie zakończyła się ciągnąca się już kilkadziesiąt lat wojna domowa między północą a południem, która nie dość że kosztowała życie mnóstwo ludzi, to skutecznie blokowała rozwój kraju. Trudno oczywiście do końca przewidzieć, jak będzie wyglądała przyszłość. Rząd ledwo zakończył jeden konflikt, od razu zaangażował się w kolejny – w Darfurze. Spotykani przeze mnie w mocno dotkniętych wojną Górach Nuba mieli podzielone zdanie – część oczekiwała ponownego wybuchu wojny, wskazując na liczne przypadki łamania porozumienia pokojowego przez stronę rządową, i obawiając się, że północ nigdy nie zaakceptuje separacji południa, co najprawdopodobniej zostanie wybrane w zaplanowanym na rok 2008 referendum (jest ono jednym z warunków podpisania pokoju). Inni, bardziej optymistycznie, wierzyli, że obie strony są na tyle zmęczone walką, i dostatecznie wiele razy zdały sobie sprawę ze względnej równowagi sił, że po prostu nie mają innego wyjścia jak dogadać się.
Sudan, obok Iranu, stanowi też dobry przykład na to, co może się stać, gdy obywateli zmusza się do religijności. Paradoksalnie, efekt jest zgoła odwrotny od zamierzonego. Im bardziej człowieka zmusza się do wiary, tym bardziej człowiek ten od niej ucieka. W efekcie już po kilkunastu latach obowiązywania ścisłego szariatu w Sudanie, zaczęto od niego odchodzić (może nie w pełni, ale zrezygnowano z wielu najdrastyczniejszych elementów) – nawet najbardziej zagorzali zwolennicy przekonali się, że nie tędy droga. To właśnie w Sudanie – m.in. w środowiskach sufi – rodzą się pomysły jak pogodzić wierność Koranowi ze współczesnością, z ideami europejskiego humanizmu. Czasem rewolucyjne, jak Mahmouda Muhammada Tahy (straconego w 1985 roku przez ówczesny rząd za sprzeciwianie się wprowadzeniu szariatu) – który stwierdził, że Koran zawiera w istocie dwa przesłania – pierwsza jego część (z Mekki) to przesłanie uniwersalne, idealne, przeznaczone dla całej ludzkości, nawołujące do pokoju i braterstwa, zaś późniejsze wersy (z Medyny) były przeznaczone tylko dla ówczesnych wyznawców, jako iż ludzie nie zaakceptowali pierwszego przesłania. To właśnie ta druga część Koranu jest podstawą szariatu, i pożywką dla wojującego islamu. Taha głosił, iż nadszedł czas dla muzułmanów, by przyjąć to pierwsze przesłanie, a drugie, które było niegdyś konieczne dla przetrwania i rozwoju religii, należy obecnie porzucić.
Wprawdzie droga do szerokiego podjęcia takich idei jest wciąż daleka, ale paradoksalnie w Sudanie islam przez zwykłych ludzi jest praktykowany w dużo mniej radykalnej postaci niż np. w Egipcie. Kobiety nie zasłaniają twarzy, jak jest impreza, to bawią się wszyscy razem. Na poziomie zwykłych międzyludzkich kontaktów nie ma nienawiści religijnej – w każdym mieście na północy, gdzie żyją też chrześcijanie, działają kościoły, w Chartum już na początku grudnia w wielu sklepach widziałem choinki i inne dekoracje związane ze świętami Bożego Narodzenia. I pomyśleć, że w Europie w niektórych krajach oficjalnie zakazuje się np. publikowania okolicznościowych znaczków pocztowych! Dowodzi to chyba tylko jak bardzo na Zachodzie wizerunkiem islamu zawładnęły te najbardziej radykalne, fundamentalistyczne odłamy. Ze szkodą dla wszystkich.
Wielu ludzi w Europie uważa, że problemy Afryki wynikają z faktu, iż Afrykańczycy są głupi, leniwi i okrutni z natury. To nieprawda, w Sudanie poznałem mnóstwo ludzi, którzy przeczą temu stereotypowi. Nawet w najbardziej oddalonych od cywilizacji wioskach, do których udało mi się dotrzeć, spotykałem zawsze kogoś kto mówi po angielsku. Ludzie, z którymi rozmawiałem, bardzo często wykazywali zaskakującą trzeźwość sądów i orientację w sytuacji – zarówno lokalnej jak i międzynarodowej. W Sardibie, w Górach Nuba, rozmawiałem z Arabem – pracownikiem organizacji pozarządowej DCA. Był zafascynowany tutejszą kulturą, a także zaskoczony, że miejscowi ludzie, mimo wszystkich krzywd jakich doznali od jego pobratymców, nigdy nie okazali mu nawet cienia nienawiści. Inny Arab, którego spotkałem w tym rejonie, który wychował się w miasteczku Kadugli, i które opuścił po wybuchu wojny, studiował na oddziale Uniwersytetu Juby – miasta w południowym Sudanie. Wyznał mi, że ma nadzieję, że już wkrótce sytuacja unormuje się na tyle, by mógł odwiedzić miasto z którego wywodzi się jego uczelnia. W Chartum mieszkałem w pokoju hotelowym z Darfurczykiem, Arabem i Koptem (chrześcijaninem) z Egiptu – i wszyscy odnosiliśmy się do siebie z szacunkiem, dyskutowaliśmy o różnych sprawach, mimo dzielących różnic.
To wszystko pozwala z pewnym optymizmem patrzeć w przyszłość, uwierzyć, że Sudańczycy będą potrafili żyć ze sobą w pokoju, że na tym najważniejszym, podstawowym poziomie nie ma nienawiści, która uniemożliwi koegzystencję. I że jak dostaną szansę, będą budować i rozwijać swój kraj, umęczony wieloletnią wojną domową.

Zatrzymaliśmy się na sikanie. Odszedłem nieco na bok. W pobliżu przykucnął mężczyzna – tutaj nikt nie sika na stojąco, faceci kucają, po czym rozpinają rozporek i załatwiają potrzebę. W ten sposób nikt na pewno nie zobaczy czego nie powinien, przyzwoitość zostanie zachowana.
Cóż, mimo wszystko Sudan pozostaje muzułmańskim krajem…

~ - autor: Antoni Mysliborski w dniu 10 marca, 2007.

Komentarze 4 to “Pożegnanie z Sudanem”

  1. Antonio!!!
    super material!!! pisz i rob zdjecia…
    pozdro
    mp

  2. witaj Antek:)
    dawno mnie tu nie bylo i widze,ze mam zaleglosci:(
    opowiesci sa bardzo interesujace:)
    ciesze sie,ze wszystko jest w miare ok:)

    pozd serd

  3. No niestety , pewne opinie o innych krajach są podyktowanie stereotypem .Tak jak piszesz ,nie każdy pochodzący z Afryki człowiek jest leniwy i głupi .
    A sikanie w kucki 🙂 Co kraj to obyczaj .Pozdrawiam Podróżniku !ahoj przygodo !

  4. Przepiękne zdjęcia! w Sudanie jeszcze nie byłam za to jestem zachwycona RPA. Już się nie mogę doczekań kolejnej wycieczki do RPA [a=”http://www.planynawakacje.pl”]wycieczki do Południwej Afryki[/a]

Dodaj komentarz