Derwisze

Dzisiejszy wpis dedykuję Piotrkowi Ptakowi, który interesuje się tematem sufizmu – mam nadzieję, że zachęci Cię on do odwiedzenia Sudanu (i Afryki) :).

Przy obrazie islamu ukształtowanym przez współczesne media, wojnę z terroryzmem i najnowszą historię, obrazie skupionym mocno na fundamentalistycznych ruchach i odłamach, sufizm może zaskakiwać. Ta mistyczna tradycja, na pierwszy rzut oka bardziej kojarzy się z buddyzmem niż z radykalnym islamem propagowanym przez wahabistów z Arabii Saudyjskiej, i jako taka nie jest przez wielu z nich uznawana za poprawną. A jednak znalazła sobie mocną pozycję w świecie muzułmańskim, i istnieje już od ósmego wieku, zarówno wśród sunnitów jak i szyitów.

Podstawą sufizmu jest pragnienie osiągnięcia duchowej jedności z Bogiem. Jest to oczywiście ideał, do którego można tylko próbować się zbliżyć. W tym celu stosuje się najróżniejsze praktyki.

Podstawową z nich jest dhikr, czyli uświadamianie sobie Boga. W zależności od konkretnej szkoły sufijskiej, wykorzystuje ona recytacje Koranu i hadisów, śpiew, granie na instrumentach, rytualne tańce czy medytację. Czasem dhikr ma ściśle ustaloną formę, jak w przypadku słynnych tureckich wirujących derwiszy, czasem jest bardzo spontaniczny, jak w przypadku praktyk sufich w Sudanie.

Istotny nacisk kładzie się też na oczyszczenie umysłu z negatywnych emocji i myśli, oraz na miłość Boga i bliźniego, niezależnie od jego pochodzenia czy wyznania.

Ważnym elementem sufizmu jest relacja uczeń-mistrz. Sufi utrzymują bardzo istotne znaczenie obecności nauczyciela, który może uchronić ucznia od zejścia na manowce. Droga sufi nie jest prosta, najeżona jest pułapkami, w które osoba bez odpowiedniej wiedzy i doświadczenia może łatwo wpaść. Ciekaw jestem, czy George Lucas, wymyślając „Gwiezdne wojny” znał filozofię sufizmu.

Kolejnym charakterystycznym aspektem, przynajmniej w sudańskim sufizmie, jest obecność świętych osób, obdarzonych specjalnymi mocami – czasem ujawniającymi się dopiero po ich śmierci. Coś takiego jest nie do pomyślenia dla wyznawców bardziej tradycyjnych odłamów islamu, podobnie jak wzbogacanie modlitwy zaleconej przez Proroka o dodatkowe elementy.

 

Sufizm jest bardzo rozpowszechniony w Sudanie. Może to dzięki niemu tutejszy islam w życiu codziennym ukazuje znacznie łagodniejsze oblicze niż chociażby w sąsiednim Egipcie?

„My nie wierzymy, że wszystko trzeba robić dokładnie tak jak w czasach Proroka, że musimy się ubierać tak jak on i nosić brodę” – tłumaczył mi spotkany w Omdurmanie Sufi. „Wierzymy też, że kobiety są równe mężczyznom. W Sudanie nikt nie widzi problemu np. by kobieta podała dłoń obcemu mężczyźnie.”

Sufi stanowią też często zaplecze dla wysiłków zmierzających do zreformowania islamu, do pogodzenia go ze współczesnym światem i jego wartościami. Niestety, póki co te wysiłki pozostają często niezauważone, zarówno przez świat zachodni jak i przez samych wyznawców.

 

W każdy piątek, w pod-chartumskim Omdurmanie, można być świadkiem obrzędów sufich (zwanych też derwiszami). Niezwykła to ceremonia, na pierwszy rzut oka bardziej się kojarzy z Indiami niż z krajem muzułmańskim. Na placu przed grobowcem jednego z dawnym mistrzów gromadzi się cała plejada ciekawych postaci – od odzianych w białe galabadżije i turbany Arabów, przez ubranych na zielono, w fikuśnych spiczastych czapeczkach derwiszy, po wyglądających bardziej na fanów Boba Marleya niż wyznawców Allaha Murzynów w dredach i kolorowych, krzykliwych i cudacznie wyglądających strojach. Znajdzie się też cały tłumek gapiów, ubranych w najróżniejsze możliwe sposoby, w tym grupka białasów – turystów i pracowników na kontrakcie.

O ustalonej godzinie, krótko przed zachodem słońca, wszyscy ci ludzie formują pochód, który dochodzi do stóp grobowca, po czym zatrzymuje się. Formuje się ogromny krąg, i rozpoczyna się właściwa ceremonia.

Grają bębny, ludzie klaszczą, śpiewają, intonują pochwały Allaha. Niektórzy w takt muzyki kołyszą się w przód i w tył, czasem ktoś zapamięta się w modłach tak, że wyskakuje z szeregu i zaczyna tańczyć szalony taniec, podskakuje, kręci się wokół własnej osi, biega po całym terenie. Nagle gdzieś pośrodku formuje się dwuszereg ludzi zwróconych ku sobie twarzami, wymachując laskami tańczą chodzonego, w przód i w tył. Wszystko sprawia wrażenie niesamowitego chaosu, nikt nie dyryguje tym zdarzeniem, każdy robi to co uzna za właściwe dla duchowego zjednoczenia się z Bogiem.

Robię kilka zdjęć, ale ciężko się tu fotografuje, w panującym ruchu, chaosie ciężko znaleźć jakąś kompozycję, poza tym nie chcę nikogo rozpraszać swoim aparatem – w końcu to wszystko co tu się dzieje wokół mnie to ceremonia religijna, a nie pokaz dla turystów. Jestem tu tylko gościem, muszę więc to uszanować. Oddaję więc komuś aparat, a sam przyłączam się do modlących.

Kołyszę się tak jak ludzie wokół mnie, zaczynam skandować imię Allaha. Co jakiś czas zbliża się obchodzący modlących się człowiek z zapalonymi kadzidłami, wdychamy wtedy święty dym. Po pewnym czasie dociera do mnie coraz mniej z detali otaczającej mnie rzeczywistości, mój umysł koncentruje się całkowicie na tym co robię, na intonacji, na kołysaniu się. Nie wiem ile to wszystko trwa, tracę poczucie upływającego czasu…

W pewnym momencie koniec, przestaje grać muzyka, przestajemy się kołysać, intonować, następuje nagły powrót do rzeczywistości. Rozglądam się wokół siebie, wszystko wraca do normalności. Ale czuję, że przeżyłem coś niezwykłego, na pewno do zjednoczenia się z Bogiem daleka droga przede mną, ale coś poczułem. Nie umiem tego określić, nazwać, ocenić. I nawet nie próbuję.

Podchodzą do mnie różni ludzie, pytają o wrażenia, wyjaśniają różne sprawy, zachęcają, bym przyjął islam i został sufim. Nie decyduję się na to, ale wiem, że z pewnością ci ludzie są w posiadaniu jakiejś niezwykłej wiedzy, i mógłbym się od nich wiele nauczyć.

Zdjęcia już się kiedyś pojawiły u mnie na stronie, ale teraz będą bardziej w kontekście.

Przed właściwą ceremonią odbyły się pokazy gry i tańców

Uczestnicy ceremonii

Jeden z tańców w trakcie głównej części

Człowiek ze świętym dymem

~ - autor: Antoni Mysliborski w dniu 2 marca, 2007.

Komentarzy 11 to “Derwisze”

  1. Witam,
    trzeba przyznać, że ta Twoja podróż to naprawdę niesamowita sprawa! Dotrzeć do tak niezwykłych miejsc jak chociażby Debre Damo, poznać tak różne osobowości, charaktery i światopoglądy… ale to co najcenniejsze w podróżowaniu ( w ogóle w życiu)to chyba własnie doświadczanie
    emocji i przeżyć, poprostu takich magicznych chwil. Mam nadzieje, że tak własnie było w przypadku spotkania z derwiszami 🙂 W końcu taniec i muzyka wyrażają często o wiele więcej, niż słowa, gesty itd. Relacje z podrózy czyta się naprawdę świetnie, nie ma kwiecistych opisów i łatwo można chociaż na chwilę oderwać się od prozy codziennego życia.
    Pozdrawiam i zycze powodzenia!
    Kaśka

  2. Antonio,
    wlasnie na reutersie przeczytalem, ze porwano 15 turystow w etiopi… lipa straszna! mam nadzieje, ze Cie nie ma wsrod nich!
    3maj sie
    mp

  3. Pozdrowienia.
    Genialne historie 🙂 O ile się nie mylę te kolorowe szaty symbolizują wolną afrykę. To przynajmniej znaczą te kolory.
    Pokój

  4. Znowu cikawe opowiadanie .Z przyjemnością przeczytałam .Pozdrawiam

  5. Marcin, ty mi tu takich rzeczy na blogu nie wypisuj, bo moi biedni rodzice osiwieją :).

    Nikt mnie nie porwał, ale jestem obecnie na dokładnie drugim końcu Etiopii. A Afar nigdy nie był zbyt bezpiecznym miejscem – dla uspokojenia póki co nie mam w planach się tam wybierać 🙂

    Dziękuję wszystkim za komentarze. Już niedługo zacznę opisywać Etiopię – czas najwyższy, trochę materiału już się zebrało 🙂

  6. Antonio,
    ok. nastepnym razem wysle mejla jak kogos porwia tak zeby nikogo nie denerwowac, to chyba brytyjczkow porwali z tego co potem przeczytalem! generalnie to nie dawaj sie porywac bo nie warto, ktos Ci krzywde moze zrobic!
    papa
    mp

  7. Witaj Antku,
    nawet nie wiesz jak miła niespodzianke sprawiles mi swoim wpisem!!! Jestem Twoim dluznikiem jak nic! Przez ostatni tydzien szczegolnie ciezko pracowalem i dopiero w weekend udalo mi sie sprawdzic co nowego na Twoim blogu. A tu m.in. o Derwiszach. Świetny tekst i oczywiscie zdjecia!!! Po powrocie bedzisz mial gotowy material na ksiazke!
    Naprawde zaczynam powaznie rozmyslac nad Afryka, no i oczywiscie Sudanem. Nie ma to jak odpowiednia reklama, trafiajaca na podatny grunt 😉

    Pozdrwaiam Cie serdecznie i trzymam kciuki za dalsza czesc przygody.

    piotrek

  8. Dziwne. Widzialem te ceremonie kilka miesiecy temu i zrobila na mnie wrazenie pokazu dla turystow. W tlumie stalo kilkudziesieciu bialasow z aparatami. A ‚derwisze’ wrecz wdzieczyli sie do fotografii.
    Co ty wtedy paliles, Antek?
    🙂

  9. No ja byłem tam 4 lata temu, wtedy Sudan dopiero się otwierał na turystykę, możliwe że się od tego czasu skomercjalizowało.

    Z robieniem zdjęć nie było problemu, ale tak jak opisywałem – oddałem aparat i przyłączyłem się do samej uroczystości (jakiś koleś przeganiał ze środka wszystkich nie-derwiszów, kiedy podszedł do mnie aby i mnie przegonić, krzyknąłem głośno „Allah Allah, więc mi pozwolił zostać). Po dobrej pół godzinie skandowania imienia Allaha i wykonywaniu tych ruchów, wpadłem w coś rodzaju transu.

  10. Scisle mowiac – byles 3 lata temu.
    :-)Nie sadze, zeby przez ten czas az tyle sie zmienilo. Duze grupy autokarowe wciaz do Sudanu nie przyjezdzaja. Byc moze nastapilo spietrzenie, bo tego dnia w Chartumie byli Niemcy, w takim hotelu na kolkach (Rotel Tours) i dwa rozowe busy ze Szwecji (Pink Caravan). Oni od lat przywoza turystow do Sudanu.
    No i w piatek wieczor przywiezli wszytskich do tego Sheikha Hamad al_Nil.
    Wlasnie rozmawialem z jakim Szwedem z Pink Caravan, kiedy podszedl do nas taki jeden bezzebny derwisz i kazal sie fotografowac. Po czym grzecznie podziekowal.
    Oczywiscie nie zadal zadnych pieniedzy, ale tak czy siak… czar prysl.
    A co do twoich wrazen, to jednak twierdze ze cos paliles.
    🙂

  11. No to jak mamy już być tak ściśli, to 3 lata i 9 miesięcy temu, bo w listopadzie 2006 (nie pisałem wpisów jakoś specjalnie na bieżąco) :).
    Nawet jeśli natężenie ruchu turystycznego się drastycznie nie zwiększyło, to przez samą długość ekspozycji na niego się mogło zmienić – miejscowi pewnie już się przyzwyczaili się do turystów i do ich aparatów cyfrowych, zresztą nie widzę koniecznie takiego wynikania, że jak ktoś chce się sfotografować to znaczy że cała impreza jest robiona pod publiczkę.

    A co do moich wrażeń, to były takie jak opisałem, bez wspomagania dodatkowymi środkami. Jeśli nie wziąłeś w tym udziału jako uczestnik, to raczej ciężko zrozumieć o co biega, bo trudno o to patrząc z zewnątrz.
    I tak jak pisałem – nie było to jakieś „zjednoczenie z Bogiem” czy coś, raczej forma niby-transu zbliżona do takiej, jaką można osiągnąć np. tańcząc na dyskotece techno czy coś.

Dodaj komentarz