Nocne Polaka rozmowy

Większość hoteli w Sudanie, przynajmniej takich na które mnie było stać, to tzw. Lokandy. Najbliżej im chyba do naszych swojskich schronisk młodzieżowych. Do dyspozycji podróżnych są wyłącznie sale wieloosobowe. Ma to swoje dobre i złe strony. Do złych rzecz jasna należą niezbyt przyjemne nawyki niektórych współlokatorów – hałasowanie do późna w nocy, bezustanne spluwanie na ziemię (a dokładniej to gdzie popadnie) czy wstawanie przed świtem w celu odprawienia modłów.

Za dobrą stronę uznam doskonałą okazję do poznania ludzi.

W Chartum nocowałem w dość luksusowej lokandzie – pokój był tylko czteroosobowy, w dodatku jedno łóżko było niezajęte przez większość czasu. Jednym z moich współlokatorów był Somani, Arab ze wschodu kraju. Mówił świetnie po angielsku, i był bardzo rozmowny, spędzaliśmy więc duże części nocy na dyskusjach o różnych sprawach.

Somani wierzy we wszystko co jest napisane w Koranie. Bardzo go więc rozśmieszyło gdy przyznałem się, że uznaję prawdziwość teorii ewolucji.

„Naprawdę wierzysz, że człowiek pochodzi od małpy?”.

W desperacji sięgnąłem po argument dinozaurów, ale Somani obalił go z wdziękiem nawet większym niż ojciec naszego ministra edukacji – „To proste, nie zmieściły się do arki Noego, były za duże, dlatego wyginęły”.

Somani wielkim fanem swojego rządu nie był. Sudan jest jednym z najbardziej skorumpowanych krajów świata – aż ciężko w to uwierzyć biorąc pod uwagę niesamowitą wręcz uczciwość jego zwykłych mieszkańców. Ale wierchuszka to inna sprawa..

„Raz jeden minister pojechał do Hiszpanii kupić autobusy dla Chartum. Wziął pieniędzy których starczyłoby na zakup najnowocześniejszych modeli, ale wrócił z 30-letnimi wrakami, które rozleciały się po roku.”

Ale w zbrodnie wojenne Somani nie wierzy.

„W Sudanie nie ma niewolnictwa, bo Koran tego zakazuje. Kiedyś pokazywali w telewizji na Zachodzie reportaż o niewolnikach w południowym Sudanie, ale okazało się, że występowali w nim poprzebierani ludzie, a całość była sfałszowana”.

Na poruszony przeze mnie problem Darfuru też miał proste wytłumaczenie:

„To Amerykanie są winni. W Darfurze znaleziono uran, i Amerykanie chcą przejąć nad nim kontrolę. Dlatego podburzają ludzi, żeby Darfur się odłączył – wtedy łatwiej im będzie go kontrolować.”

Innego zdania o sytuacji tam był mój drugi współlokator, uchodźca z Darfuru. Rozmowa z nim była trudniejsza, gdyż nie znał angielskiego, ale być może przez to bardziej przejmująca. Jednego wieczoru, gdy Somani gdzieś wyszedł, zaczął snuć swoją opowieść.

„Darfur, walad (chłopiec), ragil (mężczyzna), bum-bum” – składał ręce udając strzelanie z karabinu.

„Bayt (dom)” – pochylał się nad ziemią udając gest podpalania czegoś zapałkami.

„Ante abyad (ty biały)” – tłumaczył pokazując moją skórę – „Arab queis (dobrzy), ana Africa, iswid (czarny) – Arab mish queis (niedobrzy)”.

Moim trzecim rozmówcą był John, Dinka z południa. Spotkałem go jednego wieczoru podczas picia kawy. Siedzieliśmy na ulicy, na miniaturowych taborek, z kolanami pod brodą, rozprawiając o różnych sprawach. Jego twarz była prawie idealnie czarna – Dinka to jedni z nielicznych faktycznie czarnych ludzi Afryki, większość ma skórę w kolorze brązowym, mniej czy bardziej ciemną – pooraną równoległymi bliznami – powstałymi w wyniku celowych nacięć. W pewnym momencie stwierdził:

„Wczoraj zobaczyłem po raz pierwszy w życiu moją siostrę. Ma siedemnaście lat.”

Zdziwiony, czekałem na wyjaśnienie. John przez chwilę siedział w milczeniu, po czym rozejrzał się wokół i rozpoczął opowieść:

„Gdy wybuchła druga wojna południa z północą, rządowi żołnierze nachodzili często nasze wioski, i porywali lub zabijali wszystkich chłopców – abyśmy nie przystąpili do rebeliantów. Dlatego gdy któregoś dnia żołnierze zaczęli zbliżać się do mojej wioski, musiałem uciekać. Zebrała się nas grupa kilkudziesięciu chłopców, byliśmy sami, bez opieki dorosłych. Nie mieliśmy nic, nawet ubrań – uciekaliśmy tak jak nas zastała wiadomość o zbliżającym się niebezpieczeństwie.

Zaczęliśmy się przedzierać do Etiopii, gdzie w tym czasie rządził przychylny nam rząd, i gdzie było wiele obozów dla uchodźców. Była to prawdziwa droga przez mękę – często przez wiele dni nie mieliśmy nawet wody, nie mówiąc już o jedzeniu. Musieliśmy się ukrywać – przed wojskami rządowymi ale i przed lokalnymi plemionami, przez których tereny przechodziliśmy. Nie wszystkie były nam przychylne, część współpracowała z rządem, a część po prostu miała nam za złe, że zużywamy ich i tak skąpe zapasy pożywienia.

Nasza droga do Etiopii trwała prawie rok. Wielu z nas nie dotarło do celu. W obozie w Gambelli żyłem przez jakiś czas, ale potem zmienił się klimat polityczny, straciliśmy poparcie rządu Etiopii, zaczęły się też konflikty z miejscowymi ludźmi. Musieliśmy znów ruszyć w trasę. Kolejny rok, wędrówka tak samo straszliwa jak poprzednia, i dotarłem do Kenii. Tam zostałem na dłużej, skończyłem szkołę, nauczyłem się angielskiego. Do Sudanu wróciłem niedawno, jak poprawiła się tu sytuacja. A wczoraj do Chartum przyjechała moja siostra, która urodziła się już po mojej ucieczce, chce tu skończyć szkołę – sytuacja na południu wciąż jest bardzo ciężka, brakuje podstawowej infrastruktury.”

Na tym John zakończył swoją opowieść. Widziałem, że nawet to co mi powiedział, wywołuje w nim bolesne wspomnienia, nie naciskałem więc na niego, by mówił więcej, choć na usta cisnęły mi się setki pytań.

~ - autor: Antoni Mysliborski w dniu 23 lutego, 2007.

Komentarze 4 to “Nocne Polaka rozmowy”

  1. To właśnie uwielbiam w podróżach, możliwość poznania innych ludzi i kultur. Można zobaczyć jak wiele punktów widzenia istnieje na jedną sprawę. Pozdrowienia.
    Czytam dalej.

    p.s.
    Moim marzeniem jest właśnie wyjazd do Etiopii.

  2. Hej inirudebwoy, jesli mozna poradzic to znajdz sobie inne marzenie. W Etiopii bylem pod koniec zeszlego roku, i pomimo, ze odwiedzilem juz ponad 50 krajow na 5 kontynentach nigdzie nie zetknalem sie z takim brakiem goscinnosci, takim naciagactwem, oszukanstwem, chamstwem i zaklamaniem. Kraj jest rzeczywiscie piekny i jest mnostwo do zobaczenia ale ludzie, a raczej ich podejscie do turysty, jest makabryczne!; wiec jesli lubisz w podrozach to co opisales, to Etiopia jest ostatnim krajem w jakim bys chcial byc. pozdrawiam, m.

  3. Naprawdę. Poznałem Etiopczyków będąc w Stanach i to byli przemili i kulturalni ludzie. Jestem pod wrażeniem, ponieważ kontrast pomiędzy ich kulturą osobistą a na przykład takimi azjatami (dokładnego kraju pochodzenia nie znam) albo amerykanami był ogromny. Oczywiście uogólniając ponieważ znalazł się też spory procent miłch i kulturalnych.

    Pokój

  4. E tam, gadanie. Etiopia jest krajem, który naprawdę warto odwiedzić. Ja tu już siedzę ponad dwa miesiące, i zamierzam jeszcze trochę posiedzieć, i powiem teraz tylko tyle, że przy odpowiednim podejściu (ze strony podróżnika) można naprawdę mieć ciekawy, pełen wrażeń a jednocześnie przyjemny wyjazd.

    Ale o tym więcej w jednym z kolejnych wpisów 🙂

Dodaj komentarz